odstrzelenia ucha i ucieczki z luksusowego hotelu. Naprawdę dobre wprowadzenie najważniejszych postaci, konkretne zdarzenia budujące akcję, słowem: rozwój fabuły taki jaki powinien być w dobrze zrobionym filmie. Niestety, ta ucieczka z hotelu to ostatnia naprawdę bardzo dobra scena z całości. Co mamy dalej?
Dziewczynie chce się sikać, więc zatrzymują się na stacji benzynowej; ona kradnie trochę rzeczy ze sklepu na stacji :/ nie wiem czemu to miało służyć; jeśli miało być zabawne to nie wyszło, a charakter tej zołzy został już wcześniej wystarczająco ukazany. Dalej jest jeszcze gorzej - Maynard zabiera dwójkę towarzyszy do swojego domu na bezpiecznym odludziu i naprawdę udaną do tej pory komedię kryminalną ze świetnymi zwrotami akcji szlag trafia. Zgodnie z oczekiwaniami, robi się ckliwie, nawet romantycznie, film po prostu traci swój charakter i swoje tempo.
Rozterki emocjonalne między ponad 50-letnim facetem a dziewczyną przed trzydziestką na poziomie polskich seriali, żal cokolwiek komentować. Ron Wesley potrzebny tylko po to, żeby Maynard miał z kim rozmawiać gdy pokłóci się z tą siksą.
Mordercy najęci przez Fergusona - kolejna bolączka filmu; te ich sceny "przesłuchiwania" osób związanych ze sprawą w ogóle bez polotu, same postacie też fatalnie napisane, w ogóle nie nadające klimatu komedii gangsterskiej. Ten Dixon miał być niby takim czarnym charakterem wśród płatnych zabójców, a wypadł jak statysta. Fabian tak samo - czarnymi okularami i "wykrzywioną mordą" nie załatwi się dobrego warsztatu.
Humor co najwyżej słabo-średni; niektórym może się podobać, ja chyba nie uśmiechnąłem się ani razu. Zakończenie i cukierkowy happy-end przewidywalne aż do bólu, podobnie jak motyw z Barettą, która wystrzela "na odwrót" i zostaje wykorzystana w punkcie kulminacyjnym filmu.
Moja ocena: 6+/10, przede wszystkim za wspomniany początek i za głównego bohatera, który przez cały film trzyma równy, bardzo dobry poziom.